Rozmowa

Grzegorz Jarecki: Chcę złamać 9h na pełnym dystansie

Do triathlonu wprowadził go przyjaciel Robert Karaś. Po wygraniu slota na Hawaje  zrezygnował z wyjazdu. Jednak Grzegorz Jarecki planuje jeszcze tam wystartować i złamać dziewięć godzin.

Od dzieciństwa pomimo walki z nadwagą, uprawiałeś sport. Z jakim skutkiem?
Rzeczywiście jako dziecko lubiłem jeść więcej niż moi rówieśnicy (śmiech), lecz mimo to byłem bardzo aktywnym chłopcem. Z czasem zaowocowało to poznaniem i uprawianiem wielu dziedzin sportu takich jak pięciobój, pływanie, czy piłka nożna. Po krótkich przygodach z w/w sportami przyszła kolej na boks, do którego przekonał mnie mój tata. To właśnie z nim trenowałem tę dyscyplinę przez kolejne trzy lata mojego młodzieńczego życia. Z perspektywy czasu uważam, że byłem jeszcze za młody, by zrozumieć, jak piękny jest to sport. Więc zrezygnowałem z niego na rzecz kolejnych trzech lat poznawania i doskonalenia się w judo. W tym sporcie czułem się naprawdę dobrze, czego wyrazem były m.in. moje wygrane walki na wielu imprezach sportowych. Przyszły jednak studia, zmiana miejsca zamieszkania, inne priorytety. Więc zdecydowałem zakończyć i tę przygodę.

Zainteresowałeś się triathlonem w 2009 roku, dzięki przyjacielowi Robertowi Karasiowi. Jak się poznaliście?
Kiedy w 2009 roku zdawałem egzamin na Młodszego Ratownika WOPR, jednym z warunków powyższego egzaminu było odbycie 100 godzin wolontariatu na basenie. Udałem się na nieistniejący już basen w Elblągu, gdzie wówczas pracował mój obecny przyjaciel Robert Karaś. Jednym z powodów rozpoczęcia mojej przygody z triathlonem była właśnie osoba Roberta, który był wtedy na początku drogi w świecie triathlonu. Zaciekawił mnie tym na tyle, że postanowiłem spróbować sił w tej dziedzinie. Inny powód wspominam z serdecznością, bo wiąże się ze wszystkim dziś nam znaną triathlonistką Pauliną Załucką, która była wówczas moją młodzieńczą sympatią, a co za tym idzie, wypadało dotrzymać jej kroku w ulubionym sporcie (uśmiech). Pozdrawiam Paulinko

Jakim sposobem Robert przekonał Cię do triathlonu?
Długie rozmowy na temat tego sportu, wspólne treningi zaowocowały powzięciem przez nas przyjacielskiej umowy, że Robert przygotuje mnie do odbywających się w 2016 roku w Poznaniu Mistrzostw Europy na długim dystansie. Nie zastanawiając się za długo, po kilku minutach naszej rozmowy byłem już na liście startowej.

Mogłeś liczyć na jego pomoc w przygotowaniach do debiutu?
Tak, Robert jest osobą, na której pomoc mogę liczyć zawsze. Czy w kwestiach przygotowań sportowych czy prywatnych. Niewielu z was go zna, ale to człowiek ze złotym sercem. To człowiek należący do tej grupy osób, do których zadzwonisz o drugiej w nocy i powiesz, że jesteś na lotnisku w Afryce i potrzebujesz pomocy, a on nigdy nie zawaha się, by tam dotrzeć jak najszybciej.

jarecki

Zobacz też:

Hubert Król: Triathlon jest w moim kodzie DNA

Ile się przygotowywałeś do debiutu?
Około 10 miesięcy treningów od całkowitego zera.

Kiedy zadebiutowałeś?
29.05.2016r Sieraków, na “połówce”. Wtedy byłem bardzo zestresowany. Pamiętam, że kibice krzyczeli, żebym założył kask, a ja po zejściu z roweru trzymałem go w ręce, aż do strefy zmian. Pamiętam też, jak po zejściu z roweru pierwsze 800 metrów przebiegłem ze średnią 3:30/km, bo stwierdziłem „luźno mi się biegnie”, po czym człapałem do samej mety. Osiągnąłem czas 4:53:58. Więc jak na debiut byłem z niego zadowolony.

Twoim pierwszym startem na pełnym dystansie były ME w Poznaniu. Jak wyglądały treningi przed?
Trenowałem 1-2x dziennie systemem Roberta i to właśnie on pomagał mi w przygotowaniach.

Jak wspominasz sam start?
Start sam w sobie był przyjemny. Byłem dobrze przygotowany. Pilnowałem stref, tempa i tętna i na tamtą chwilę było to moje maksimum.

Czy wygranie AG 18-24 było dla Ciebie zaskoczeniem?
Wiedziałem, że w Polsce w tej kategorii wiekowej nie ma mocnych rywali i gdy złamię 10 godzin, to uda mnie się wygrać. Miało na to też wpływ skrócenie trasy pływackiej o 800 metrów, ale biorąc pod uwagę, że wszyscy mieli te same warunki, to właśnie udało się stanąć na najwyższym stopniu podium.

Czy ten start był pozytywnym impulsem w dalszej przygodzie z tym sportem?
Początkowo miałem zrobić tylko ten jeden start i na tym skończyć, lecz apetyt rośnie w miarę jedzenia. Postanowiłem, że w przyszłym roku przygotuję się na mistrzostwa Polski w Borównie.

jarecki

Czytaj także:

Tomek Socha polubił starty na długim dystansie. Zaliczył już dziewięć IM

W sezonie 2016-2017 zaszły zmiany w Twoim życiu na polu edukacyjnym oraz zawodowym. Co się zmieniło?
Wychodzę z założenia, że powinniśmy w życiu robić to, co sprawia nam najwięcej przyjemności, biorąc przy tym odpowiedzialność za nasze czyny. Zastanawiałem się nad  drogą zawodową i zdecydowałem się przerwać studia na Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni na kierunku nawigacji, ponieważ zrozumiałem, że to nie życie na morzu jest ścieżką, którą chcę podążać. Podjąłem wówczas pracę na pełen etat jako ratownik WOPR.

W tamtym sezonie wystartowałeś w Borównie na długim dystansie. Co postanowiłeś po zawodach?
Tak, czas 9:18:22 po 1,5 roku treningów pozwolił mi uwierzyć, że jestem w stanie zakwalifikować się na Hawajach, a być może nawet powalczyć tam o medal w AG.

Dlaczego Twoim celem, a zarazem marzeniem stały się Hawaje?
To legendarne zawody, gdzie triathlon na dystansie długim ma początek i każdy triathlonista prędzej, czy później marzy, aby tam wystartować.

Gdzie postanowiłeś wywalczyć slota?
Postawiłem na Włochy i start w Ironman Emilia Romagnia 22.09.2018r.

Jak potoczył się ten start podczas IM Emilia Romagnia?
Byłem doskonale przygotowany, pewny siebie, że slot to formalność, lecz przekonałem się, że życie nie zawsze pisze nam scenariusze, jakich chcielibyśmy doświadczać. Już na drugim  kilometrze na rowerze usłyszałem HUK i powietrze w moim dysku uleciało w ciągu kilku sekund. Prosząc wolontariuszy oraz organizatorów na trasie o pomoc techniczną, usłyszałem „zaczekaj”. Po dłużących się w nieskończoność 20 minutach czekania wziąłem rower pod pachę i tym samym zakończyłem rywalizacje w zawodach.

Byłeś załamany po tamtych zawodach. Jaką rolę wtedy odegrał Robert Karaś?
Kiedy Twoje marzenie znika Ci sprzed oczu w kilka sekund, możesz spróbować sobie wyobrazić, jakie emocje rodzą się w człowieku. Tak, byłem załamany, sfrustrowany, rozżalony. Pamiętam, że odkładałem na ten start przez cały rok, a wróciłem z niczym. Nie wiem, czy gdyby nie wsparcie Roberta zebrałbym siły, by stanąć do ponownej walki. Robert zachował się wtedy jak prawdziwy przyjaciel. Nie pocieszał mnie, że będzie lekko. Powiedział, że przed nami kolejny cel i trzeba wznowić treningi. Uświadomił mi, że porażki są także wpisane w zawodowy sport. Przede wszystkim pozwolił mi zrozumieć, że to przez porażki stajemy się silniejszymi wojownikami.

Gdzie postanowiłeś ponowić próbę walki o Hawaje?
Razem z Robertem zdecydowaliśmy, że będzie to Ironman Vitoria Gasteiz 14.07.2019r.

jarecki

Zajrzyj do:

Na sukcesy PRO jeszcze musimy poczekać!

Wówczas przygotowania musiałeś łączyć z pracą oraz studiami. Jak Ci się udawało?
Tak zacząłem studia, które są ściśle związane z moją pasją na Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. Także pracowałem. Jednak zauważam w sobie taką zależność, że czym mam więcej obowiązków, tym jestem bardziej zdyscyplinowany. Gdy kochasz to, co robisz, potrafisz wszystko poukładać, tak, by znaleźć też czas na trening, co ma miejsce w moim przypadku.

Jak przebiegały przygotowania, w tym nieplanowany obóz w Maspalomas?
Trenowałem jak zawsze, tym samym systemem, który się sprawdzał. Przed zawodami pierwszy raz w życiu wyjechałem na obóz sportowy do Maspalomas na Gran Canarii, o którym dowiedziałem się na dwa dni przed wylotem. Nie pozostawało mi nic innego, niż szybko pożyczyć walizkę na rower i wylecieć. Tam też realizowałem ten sam plan, który miałem tutaj w Polsce, lecz zwiększyłem liczbę jednostek do trzech dziennie.

Pech  Cię nie opuszczał. Co się wydarzyło 5 lipca zeszłego roku na tydzień przed startem?
Na tydzień przed startem wybraliśmy się z Robertem na ostatnią „zakładkę” przed zawodami. Na jednym ze zjazdów straciłem panowanie nad rowerem i uderzyłem w skały przy dość dużej prędkości. Straciłem przytomność.  Dzięki trzeźwości umysłu Roberta, który pierwszy udzielił mi pomocy, zostałem szybko przetransportowany do szpitala.

Jak wyglądał przyśpieszony proces powrotu do zdrowia?
Przez pierwsze trzy dni nie było mowy o żadnym ruchu. Całe ciało było obolałe. Po  prostu siedziałem i myślałem, czy będę w stanie wystartować. Po wylocie do Vitorii zacząłem truchtać oraz luźno jeździć rowerem. Było to jednak trzy dni przed startem. Więc starałem się jedynie dawać sobie nadzieję, żebym tylko ukończył te zawody.

Wystartowałeś i…
Tak, wystartowałem. Dziś śmieję się, że wystartowałem tam ja i moja determinacja. Od samego początku była to walka z samym sobą. Ciało nie było w pełni zregenerowane. Po wejściu do wody rany na nowo otworzyły się. Cały wyścig starałem się jednak kontrolować. Moi przyjaciele mówili mi, jaką mam stratę do pierwszego zawodnika w kategorii wiekowej. Po wyjściu na bieg dowiedziałem się, że mam przewagę ponad 10 minut, co dało mi wiarę w to, że mogę ukończyć zawody na najwyższym stopniu podium w „age group”, co finalnie stało się.

Udało Ci się dzięki tej wygranej w AG wywalczyć wymarzonego slota na Hawaje, lecz z niego zrezygnowałeś. Dlaczego?
Marzenie było na wyciągnięcie ręki, lecz zawody na Hawajach miały odbywać się trzy miesiące później. Powód rezygnacji był bardzo przyziemny. Nie miałem odłożonych pieniędzy na ten start. Wiedziałem też, że w tak krótkim czasie nie jestem w stanie zarobić takiej kwoty (około 40 tyś zł). Wiem, jak wygląda świat sportu, często polscy zawodnicy PRO mają problem z wyjazdami na zagraniczne zawody, tym bardziej, kto chciałby wesprzeć triathlonistę takiego jak ja. Owszem – może wtedy z szansą na podium mistrzostw świata kategorii wiekowej, jednak nieznanego zawodnika?

Czy nadal Twoim celem jest wystartowanie na Hawajach?
Gdy odrzuciłem szanse na wyjazd na mistrzostwa świata, powiedziałem sobie, że jeżeli osiągnąłem to raz, zrobię to ponownie, gdy będę gotowy. Więc uważam, że start na Hawajach wciąż przede mną.

W jakim przedziale czasowym zakładasz ewentualny start na tych historycznych zawodach?
Myślę, że odbędzie się to w kategorii wiekowej 25-29, co oznacza, że mam na to cztery lata.

jarecki

Przeczytaj też:

Przemysław Szuder: Do trzech razy sztuka

W naszej rozmowie często pojawia się Robert Karaś. A jak w tym wszystkim odnajduje się Twoja rodzina?
Gdy zawody odbywają się w Polsce, rodzina i moja partnerka Ania są ze mną, zawsze mi kibicują. Co też istotne rozumieją ten sport oraz moją pasję. Przyglądają się mojej pracy i moim wyrzeczeniom. To także oni motywują mnie do treningów, gdy są gorsze dni. Rodzice od dziecka motywowali mnie do aktywności fizycznej, o czym mówiłem wcześniej. To dzięki ich wsparciu finansowemu radziłem sobie w trudnych chwilach, czy też odbywałem różnego rodzaju obozy sportowe. Za to jestem im bardzo wdzięczny. Kocham ich.

Jakie plany miałeś/ masz na ten sezon?
W tym roku chciałem postawić na starty w Polsce, cykl GIT na dystansie ½ oraz MP na dystansie Ironman w Malborku.

Jak odnajdujesz się w obecnej sytuacji?
Nie jest łatwo, tym bardziej że starty w tym roku stoją pod znakiem zapytania. Treningi kolarskie wykonuję w domu. Biegam jak dotychczas  z zachowaniem środków ostrożności m.in. zakładając maseczkę. Na pływanie jak wszyscy wiemy, jeszcze chwilę musimy poczekać.

Jesteś w kontakcie z przyjacielem oraz trenerem Robertem Karasiem, czy sam dbasz o trening w warunkach domowych?
Tak, jeżeli nie spotykamy się na żywo, to zawsze przynajmniej raz na dzień dzwonimy do siebie, by porozmawiać m.in. o planie treningowym. Często też trenujemy razem u Roberta w mieszkaniu.

W jaki sposób zastępujesz brak dostępu do basenów?
Wykonuję gimnastykę siłową oraz trening oporowy z gumami pływackimi 3-4x w tygodniu.

Jak sobie radzisz z brakiem startów na zawodach?
Nie jest łatwo, jednak rozumiem zaistniałą sytuację i to, że zawody mogą się nie odbyć. Nie zamierzam z tego powodu zwalniać tempa przygotowań. W myśl słów Bruce’a Lee „jak trenujesz, tak będziesz walczyć” po prostu będę gotowy, by wystartować w przyszłym roku.

Myślisz, czy uda się jeszcze rozegrać obecny sezon startowy w jakimś stopniu?
Jeżeli mam być szczery, to uważam, że żadne zawody w Polsce się nie odbędą. Obym się jednak mylił.

Czy masz jakieś inne cele oraz marzenia związane z triathlonem poza Hawajami?
Na pewno jednym z nich jest złamanie dziewięciu godzin na dystansie Ironman. Chcę to zrobić to przy najbliższym starcie. Do innych dystansów nie przykładam większej wagi. Traktuję je jako sprawdziany przed głównym startem.

Rozmawiał: Przemysław Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X