Rozmowa

Misjonarz, którego zmienił triathlon

Krzysztof Liman na co dzień jest misjonarzem, a jego życie zmieniło się prawie 20 lat temu przez wypadek samochodowy. Jak sam mówi, to triathlon go odnalazł. W efekcie w tym roku wystartuje w mistrzostwach Europy.

Prawie 20 lat temu miałeś wypadek samochodowy. Co się stało?
Pamiętam to, jakby to było wczoraj. To była nieszczęśliwa sytuacja. Będąc jeszcze w seminarium, jechaliśmy samochodem. Stanęliśmy na czerwonym świetle. Kierowca autobusu, który jechał za nami, nie zdążył wyhamować i uderzył w tył naszego auta. Ja akurat siedziałem na tylnym siedzeniu pasażera.

Jakich doznałeś obrażeń?
Kiedy karetka na sygnale mnie zawiozła do szpitala, tam zrobiono mi szereg badań, żeby głównie po to, żeby stwierdzić, czy kręgosłup nie został uszkodzony. Stwierdzono, że mam w niektórych miejscach naderwane więzadła kręgosłupa. Choć już po kilku godzinach wypuszczono mnie ze szpitala.

Jak wyglądał powrót do zdrowia po tym wydarzeniu?
Byłem w seminarium, więc wydawało się, że nie ma czasu na rehabilitację. Dlatego przez kilka lat nie zrobiłem nic, żeby powrócić do pełnego zdrowia. Szczerze mówiąc, zbagatelizowałem tę sprawę. Dopiero po kilku latach zaczęły pojawiać się problemy, czyli bóle kręgosłupa, które uniemożliwiały samodzielne funkcjonowanie. W pewnym momencie, dokładniej w 2016 roku stwierdziłem, że muszę coś z tym zrobić. Najpierw udałem się do lekarza, a następnie do fizjoterapeutki, która bardzo mi pomogła. To ona zaczęła ze mną trenować. Pokazała, jakie mam wykonywać ćwiczenia. Następnym etapem miał być basen. Uczęszczałem na pływalnię 2-3 w tygodniu. Powoli czułem się lepiej. Jakoś mogłem funkcjonować. Miałem taki cel, żeby poprzez ćwiczenia na tyle obudować mięśniami kręgosłup, aby prawidłowo funkcjonować.

W jakich okolicznościach trafiłeś na triathlon w tym procesie walki o zdrowie?
Właściwie to triathlon mnie odnalazł. Pamiętam, że zgrały się ze sobą pewne wydarzenia. Wówczas Papież Franciszek przyjechał do Polski z wizytą na Światowe Dni Młodzieży do Krakowa w 2016 roku. Wtedy mówił o tym, że wzywa młodych i wszystkich słuchaczy do ruszenia się z kanapy. Dla mnie to były dosłowne słowa, ale też merytoryczne. W podobnym czasie obejrzałem film pt. „Najlepszy” o postaci Jerzego Górskiego.

Czy udało Ci się spotkać i poznać Jerzego Górskiego podczas dotychczasowej przygody  z triathlonem?
Niestety jeszcze się nie poznaliśmy. Myślę, że nadejdzie ten moment, jak będę mieć okazję startowania w polskich zawodach.

Jak wyglądały Twoje początki w tym sporcie?
Wówczas ważyłem ponad 100kg. Dlatego jednym z założonych celów była redukcja wagi. Oprócz pływania, które wtedy już zaczynałem uprawiać, truchtanie. Na początkowym etapie bieganie wychodziło trudno. Oczywiście popełniałem klasyczne błędy początkującego biegacza. Za trzecim razem pokonałem osiem kilometrów i potem przez pół roku nie mogłem biegać przez ból w kolanie. To z kolei otworzyło możliwość rozpoczęcia aktywności na rowerze. Tak to się złożyło w całość.

Po jak długim procesie treningowym zdecydowałeś się na debiut w triathlonie?
Po około 1,5 roku, to był 2018 rok. Debiutowałem w Piasecznie na 1/4IM. Te zawody głęboko zapadły mi w pamięci. Pamiętam, że to był deszczowy dzień. Najtrudniejsze dla mnie było to, że wszyscy razem startowali w wodzie. Nie byłem przygotowany na „pralkę”. Sama część pływacka była dla mnie szokiem. Reszta wyścigu odbywała się w deszczu i błocie. Kiedy dotarłem na metę, to była niezwykła radość. Żaden ból oraz trudności, z którymi się zmagałem, nie mogły mi tego odebrać oraz zniechęcić do wzięcia udziału w kolejnych zawodach.

Co Cię przekonało, aby wystartować na długim dystansie?
To było spontaniczne. Początkowo zaliczyłem kilka startów na 1/4IM. Przez ten czas trenowałem samodzielnie, bez szczególnego planu. Kiedy pomyślałem, że warto spróbować czegoś nowego i zapisałem się pierwszy raz na 1/2IM, to zacząłem korzystać ze wskazówek trenerskich. Po kilku startach na 1/2IM zastanawiałem się, czy możliwy jest debiut na pełnym dystansie. Wtedy Ironman stał się ukrytym marzeniem.

Zmierzyłeś się z tym dystansem w zeszłym roku, we Włoszech. Jak było?
Było wspaniale, wbiegłem na metę po dziesięciu godzinach i jednej minucie. Radość z ukończenia tamtych zawodów była ogromna. Choć przed wyścigiem nie brakowało nerwów, ponieważ zawody chciano odwołać z powodu fatalnej pogody. Na szczęście odbyły się następnego dnia, organizatorzy połączyli wspólny start zawodników z IM i 1/2IM. Choć na samej trasie nie zabrakło różnych problemów, w tym problemów żołądkowych. Obecność kibiców i przyjaciół z Włoch oraz części rodziny z Polski dodawała energii.

Wywalczyłeś możliwość wystartowania w ME Ironman we Frankfurcie. Czym jest dla Ciebie szansa startu na mistrzowskiej imprezie?
Rozpocząłem już przygotowania do tego startu. To jest dla mnie ogromna szansa spotkania i rywalizacji z najlepszymi. Słyszałem też o świetnej atmosferze we Frankfurcie tworzonej przez kibiców. Nigdy nie spodziewałem się tego, że będę mieć możliwość uczestniczenia w takiej imprezie i to na długim dystansie. Samo uczestnictwo jest wielkim wyróżnieniem. Liczę na to, że będę mógł się przygotować na tyle, żeby móc rywalizować nie tylko ze sobą, ale też z innymi i dać z siebie wszystko.

Pod czyim okiem obecnie trenujesz?
Korzystam z porad Ironman Inspiration. W moim przypadku to jest wygodna forma współpracy. Mój tryb życia wymusza pewną specyfikę treningu i kontaktu z trenerami. Otrzymywanie dokładnego planu treningowego każdego tygodnia jest dla mnie odpowiednią opcją. 

Na co dzień jesteś misjonarzem. Z jakimi reakcjami na Twoją sportową przygodę oraz metamorfozę spotykasz się w środowisku duchownym i wśród wiernych?
Spotykam się z pozytywnymi reakcjami, choć zdarza się też niedowierzanie. Wiele osób mi mówi, że moja historia jest dla nich inspirująca. Obecnie w szkole językowej dzielę ławkę z muzułmanami. Ich reakcje na to, że zajmuję się triathlonem, są bardzo pozytywne oraz miłe. Ciągle zadają pytania związane ze sportem.

Często podróżujesz po innych krajach dzięki posłudze duszpasterskiej. W jakich miejscach miałeś okazję realizować treningi i zwiedzić?
Ostatnie lata spędziłem we Włoszech, studiując teologię na studiach doktoranckich, a mieszkałem w Wenecji i okolicach. Aktualnie w Anglii, w Nottingham, gdzie odbywam stypendium językowe. Jeździłem do Szwajcarii, gdzie mogłem w miesiącach letnich zastępować różnych księży, którzy w tym czasie mogli wyjechać na wakacje. Organizowałem też pielgrzymki w różnych miejscach m.in.: w Chorwacji, czy w Bośni i Hercegowinie. Podczas tych pielgrzymek udaje się robić treningi, choć nie zawsze w 100 procentach.

  

Czy zdarza Ci się używać triathlonu jako elementu w kazaniach?
Zdarzyło się nie raz. Już Św. Paweł używał takiego porównania związanego ze sportem, głosząc Ewangelię. Mówił: Życie Chrześcijanina jest jak życie biegacza, więc wiele elementów z życia sportowca można przekładać na rzeczywistość każdego człowieka oraz rzeczywistość życia chrześcijańskiego.

Czego do tej pory nauczył Ciebie triathlon?
Bardzo wielu rzeczy, wytrwałości, konsekwencji w realizowaniu założeń, czy skupiania się na małych, codziennych celach. Triathlon utwierdza mnie w przekonaniu, że nie ma rzeczy niemożliwych. Warto marzyć, stawiać sobie cele i je realizować, dając z siebie wszystko.

Jakie masz jeszcze cele oraz marzenia związane z tym sportem?
Chciałbym uczestniczyć we wielu wspaniałych w imprezach na pełnym dystansie, w różnych miejscach w Europie. Jest wiele takich lokalizacji, w których chciałbym wystartować.

Czy chciałbyś w przyszłości spróbować sił w innych sportach?
Raczej nie, triathlon jest dla mnie sportem kompleksowym. Polubiłem każdą z dyscyplin, które składają się na triathlon. Chociaż nie mówię ostatecznie nie, wszystko jest możliwe. Gdyby ktoś mnie wesprzeć w tej triathlonowej drodze, to zapraszam na Patronite.

Rozmawiał: Przemek Schenk
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X