Rozmowa

“Kobietarakieta” sprzeciwia się stereotypom

Jest samotną matką dwójki synów. Prowadzi bloga, przez który namawia innych do zmiany życia poprzez sport. Do tego Monika Brulińska z powodzeniem startuje w triathlonie.

Jak narodził się pomysł prowadzenia bloga kobietarakieta?
Sześć lat temu kiedy zaczęłam biegać dużo przeżywałam, a emocje kumulowały się we mnie. Miałam ogromną potrzebę podzielenia się tymi przeżyciami z innymi. Pomyślałam, że może kogoś zainspiruję do zmiany życia. Bieganie jest przecież takie fajne i niesie tyle korzyści. Pisałam dużo na moim prywatnym profilu na Facebooku. Brat powiedział, że mam lekkość pisania. Doradził, że jeśli mam taką potrzebę, powinnam pomyśleć o założeniu bloga. Tak to się zaczęło…

Jaka jest geneza nazwania w ten sposób bloga?
Długo myślałam nad nazwą. W zasadzie to zajęło mi najwięcej czasu, bo około pół roku. Przez ten czas zastanawiałam się, kim jestem?  “Kobietarakieta” to zwykła matka Polka, jakich wiele w naszym kraju. To jest kobieta aktywna, odważna i przebojowa, ale czasem niewierząca w siebie. Jest energiczna, spontaniczna i szybka. Czasem za szybka. Robi wszystko i nic, a „robota pali się jej w rękach”. Jest silna i ma milion pomysłów w głowie. Wychowuje dzieci, pracuje, ma pasje i kosmiczne marzenia.

Jaka idea kryje się za tym blogiem?
W Polsce nadal jeszcze pokutuje stereotyp, że kobieta powinna być skromna, nieśmiała i posłuszna. Kiedy jest mamą, powinna siedzieć w domu i nie może mieć czasu na nic poza wychowywaniem dzieci. Tak było kiedyś, kiedy kobiety nie pracowały i były zależne od  mężów. Teraz czasy się zmieniły. Kobiety chcą być niezależne oraz się realizować. Niektóre nie mają jeszcze odwagi, ale myślą o tym. Niektórym jest łatwiej, bo mają przy sobie mądrych partnerów. Innym jest trudniej, bo muszą przechodzić przez to same. Ale warto!

kobietarakieta

Zobacz też:

Paulina Klimas: Chcę wrócić do startów w Pucharze Europy

Więc co chcesz pokazać poprzez prowadzenie tego bloga?
Chcę pokazać tym kobietom, że w każdym wieku można zmienić życie. Nigdy na nic nie jest za późno! Można realizować własne pasje, tylko trzeba chcieć. Chcę dodać im odwagi i pewności siebie. Bycie mamą nie dyskwalifikuje nas do realizacji własnych marzeń, a wręcz pomaga. Mamy są bardziej logistycznie poukładane. Nic nie przychodzi samo i łatwo, ale skoro mi się udało, to Wam też się uda! Znam takie kobiety, które dzięki mojemu blogowi zaczęły uprawiać triathlon.

Podasz przykład?
Jedna to Justyna Szałańska z Płocka. Poznałyśmy się na projekcie MOSiR – Ironman 2020.  Zaprzyjaźniłyśmy się i wspierałyśmy. Justyna postanowiła spróbować sił, kiedy zaczęła czytać moje teksty. Uwierzyła w siebie i zrobiła to. Wystartowała w Garmin Iron Triathlon w Płocku oraz w Otwartych Mistrzostwach Płocka Amatorów w triathlonie w 2018 roku. Ucieszy mnie każdy, kto ruszy się z kanapy po przeczytaniu mojego tekstu.

Kiedy pierwszy raz pojawił się w Twoim życiu sport?
Sport zawsze był obecny w moim życiu. Mam trzech braci. W dzieciństwie to był nasz sposób na spędzanie wolnego czasu. Kiedy byłam małą dziewczynką, sport towarzyszył mi każdego dnia w formie zabawy: beztroskie bieganie, jazda na rowerze, jazda na łyżwach, sankach, gra w kosza na podwórku. W szkole podstawowej głównie biegałam na zawodach sportowych 600 i 800 m. Pamiętam, że to był cudowny czas. Czułam się potrzebna, ważna i w końcu ktoś we mnie uwierzył. Potem w LO przyszedł czas nauki, bo miałam zostać stomatologiem. Więc bieganie poszło w odstawkę. Na studiach zrobiłam tylko kartę pływacką i grałam w kosza.

kobietarakieta

Czytaj także:

Ania Tomica: Cross triathlon jest mało popularny w Polsce

Jak wyglądało Twoje życie przed podjęciem aktywności sportowej?
Niestety, było bardzo nudne i to był główny powód, dla którego zaczęłam się ruszać i wróciłam do biegania. Życie ograniczało się tylko do pracy i domu. Wprawdzie zawsze byłam energiczna i nie lubiłam się nudzić, dlatego chodziłam na  aerobik, jogę, step, na siłownie, trochę na basen, jeździłam na nartach, ale głównie byłam mamą. Niestety, ograniczenia spowodowane dziećmi nie pozwalały mi zbytnio na rozwój pasji. Nie mogłam też liczyć na niczyją pomoc. Byłam w tym obcym mieście sama z dala od rodziny i braci. Wprawdzie pomiędzy pierwszym a drugim dzieckiem podjęłam próbę powrotu do biegania, ale zakończyła się ona niepowodzeniem ze względów osobistych. W międzyczasie zrobiłam kurs gry w golfa, na który jeździłam aż z Płocka do Warszawy, ale nigdy potem już nie grałam. Ciągle tylko mówiłam sobie, że nie mam czasu. To była wymówka…

Jak przebiegała Twoja sportowa droga, która doprowadziła Cię do triathlonu?
Wszystko zaczęło się od amatorskiej grupy biegowej Night Runners Płock, do której dołączyłam 10 czerwca 2014 roku. Któregoś wieczoru dowiedziałam się, że co czwartek o 21 w Płocku przy molo zbiera się grupa amatorów i biega. Wtedy wyszłam z domu i pobiegłam. Nawet nie miałam żadnych profesjonalnych butów. Pierwsze buty i strój do biegania były z Lidla. Najpierw co czwartek trenowałam, a potem doszły treningi we  wtorki, a następnie jeszcze w niedziele. Wróciły marzenia sprzed lat o bieganiu tak, że od razu zaczęłam zapisywać się na różne zawody, aby sprawdzać postępy i możliwości. Równocześnie ze mną w Warszawie biegała moja bratowa. Wspólnie się wspierałyśmy w tej pasji. Mój pierwszy udział w zawodach był dość nietypowy, ponieważ był to „Bieg środkiem Świdra”. Już wtedy nieświadomie bieganie zbliżało mnie do triathlonu. Był to bieg organizowany niedaleko Warszawy, po rzece. W 2014 roku, kiedy postanowiłyśmy obie z bratową Izą wystartować, było bardzo deszczowe lato. Woda w Świdrze znacząco podniosła poziom. Do końca nie było wiadomo, czy bieg się odbędzie. Ostatecznie odbył się, ale pamiętam, że woda była po pachy i w niektórych miejscach nawet płynęłam. Zajęłam wtedy trzecie miejsce. Tak mnie to podbudowało, że postanowiłam iść za ciosem i trenować dalej. Brałam udział w wielu biegach ulicznych. Bieganie pochłonęło mnie bez reszty. To przełożyło się na wyniki. Głównie były to wygrane w kategoriach wiekowych, ale mam też na koncie kilka czołowych miejsc w klasyfikacji open, a nawet wygrany jeden bieg OCR Adrenaline Rusch. Tak mi dobrze szło, że zrobiłam koronę półmaratonów w 2015 roku (życiówka z Białegostoku 1:49:09), półmaraton dwóch mostów w Płocku oraz jeden bardzo trudny ultra bieg Łemkowyna Ultra Trail 48 km.

kobietarakieta

Przeczytaj też:

Siostry Sudak, tri duet z potencjałem

Jak wówczas to wszystko godziłaś?
Żeby móc to wszystko pogodzić, musiałam nieźle się nagimnastykować. W domu nie byłam zrozumiana. Nie mogłam liczyć na pomoc. W pewnym momencie postanowiłam iść przez życie sama z dziećmi. Krzyś miał wtedy osiem lat, a Staś cztery. Było mi ciężko, ale sport pomagał. Kiedy chciałam wyjść na trening, z dziećmi zostawała przyjaciółka Gosia, czasem jej córka Ola. Kiedy jechałam na zawody, to dzieci zabierałam ze sobą. Wtedy tez pomagali znajomi i przyjaciele. Dzieci biegały dystanse, a ja cieszyłam się, że złapały bakcyla. Kiedy ja biegłam, zawsze zostawały pod okiem dorosłych znajomych. Tworzyliśmy jedną wielką rodzinę biegową.

Kiedy zetknęłaś się z triathlonem?
Kiedy jechałam na chrzciny do brata do Warszawy. Spóźniłam się do kościoła, bo główna ulica była zamknięta z powodu zawodów triathlonowych. Pamiętam, że jechałam wtedy za ostatnim zawodnikiem na rowerze. Klęłam go i tak bardzo zazdrościłam, że ta Wisłostrada należy do niego. Obiecałam sobie, że też tak kiedyś pojadę. W zeszłym roku zrobiłam olimpijkę. Pamiętam, że jechałam tak jak ten kolarz, środkiem Wisłostrady. Byłam  szczęśliwa, że teraz należy ona tylko do mnie. Potem już w Płocku natknęłam się na zawody triathlonowe nad Sobótką, podczas zwykłego spaceru z synem. Zaczęłam czytać co to za zawody oraz o samej dyscyplinie. Zaczęłam marzyć. Wiedziałam, że to daleka droga, bo dzieci są jeszcze małe, a tu trzeba znaleźć czas na trzy dyscypliny, ale nie zniechęciło mnie to.

Kiedy pojawiłaś się na zawodach?
Najpierw pojechałam jako obserwator do Ślesina na Garmin Iron Triathlon w 2017 roku. Chciałam najpierw zobaczyć, jak to wygląda technicznie. To był gwóźdź do mojej triathlonowej przygody. Spotkałam tam dwóch znajomych z mojej firmy, którzy startowali. Zaraziłam się od razu, kiedy zobaczyłam ich emocje podczas startu.  Atmosfera panująca urzekła mnie. Pamiętam, że wtedy na dystansie sprint zawody wygrał Łukasz Kalaszczyński, nasz rodak z Płocka. Tutaj pierwszy raz zobaczyłam na żywo, jak wygrywa. Jeszcze tego samego roku w czerwcu wystartowałam w moim pierwszym w życiu triathlonie, ale nie w całym, a w sztafecie. To był dystans ¼ IM i ja biegłam, bo to umiałam najlepiej.

kobietarakieta

Zajrzyj do:

Julita Sikora: W życiu wszystko jest możliwe

Jak wspominasz debiut?
Zadebiutowałam w triathlonie na dystansie 1/8 IM na Garmin Iron Triathlon w Płocku 20 maja 2018 roku. To był niesamowity dzień i czas. Stanęłam na linii startu w piance z Decathlonu, pożyczonym rowerze i w stroju triathlonowym kupionym na wyprzedaży. Bo już mnie nie było stać, żeby na pierwszy raz wydać aż tyle pieniędzy na coś lepszego. Byłam przerażona, ale wiedziałam, że mam silną głowę i nie poddam się bez walki.

Czego się obawiałaś?
Najbardziej bałam się wody. Start w Płocku odbywał się ze środka Sobótki. Zmęczyłam się już na początku, machając rękami i czekając na start. Pamiętam, że ustawiłam się całkiem z tylu, asekuracyjnie, żeby nikt po mnie nie przepłynął i żebym mogła spokojnie przepłynąć te 475 metrów. Kiedy wyszłam z wody, wiedziałam, że teraz już nic mnie nie powstrzyma przed ukończeniem dystansu. Pływanie poszło mi słabo, ale nie to się liczyło. Ważniejsze było zwycięstwo nad strachem przed pływaniem na wodach otwartych. Z nikim się nie ścigałam tylko z samą sobą. Czas na mecie 1:38:55.

Co było dalej?
Rok później wystartowałam już w siedmiu imprezach triathlonowych. Można powiedzieć, że  już wtedy zrobiłam Ironmana na raty. W zeszłym roku poszłam o krok dalej. Zrobiłam olimpijke w Warszawie i dystans ¼ IM w Malborku. Poprawiłam czas na tej samej trasie w Płocku podczas Garmin Iron Triathlon o dwie minuty. To mi dało drugie miejsce w K40.

kobietarakieta

Zobacz także:

Ewa Papla: Triathlon jest kwintesencją sportu

Jak wyglądały Twoje początkowe treningi?
Po prostu dużo biegałam. Nie miałam żadnego trenera, tylko przynależność do grupy biegowej. Poza bieganiem przez całą zimę chodziłam pływać na basen. Nigdy nie umiałam technicznie pływać, bo nie uczyłam się tego. Kolega pokazał mi kilka treningów basenowych, a ja to realizowałam. Uczyłam się pływać kraulem i oddychać w wodzie. Raz w tygodniu chodziłam na zajęcia motoryczne do Przemka Stelmaszewskiego. Ćwiczyłam tam od listopada do kwietnia siłę biegową.  Na rower kompletnie nie było czasu. Wtedy mój kolega wymyślił, ze skoro nie mamy czasu trenować na rowerze, to chociaż raz na jakiś czas pojedźmy na zawody rowerowe mtb Lotto Poland Bike. Tak też zrobiłam. Moim treningiem był udział w zawodach, na krótkim dystansie. Dzięki tym zawodom i staremu rowerowi zbudowałam trochę siły.

Pod czyim okiem przygotowujesz się do kolejnych startów?
W tym roku postanowiłam dużo zmienić w moich treningach. Po bardzo udanym sezonie 2019 nabrałam chrapkę na więcej i lepiej. Pojawiły się małe sukcesy oraz porażki. To dało mi do myślenia, że jeśli podejmę współpracę z trenerami, to wszystko może wyglądać dużo lepiej. Postanowiłam zrobić krok do tyłu, żeby w tym roku zrobić dwa do przodu. Po nieudanym starcie w Gdyni, kiedy w bardzo złych warunkach pogodowych podjęłam decyzję  o rezygnacji ze startu, postanowiłam nauczyć się technicznego pływania. Znalazłam prywatnego trenera pływania Mariusza Winogrodzkiego. On utworzył w Płocku świetnie działająca grupę Swim Masters. Czasem chodzę i trenuję z nimi, ale głównie prywatnie z Mariuszem. Mam po prostu ograniczenia czasowe. Nic nie robię kosztem dzieci. To, co Mariusz trenuje ze mną, ja potem dwa razy w tygodniu realizuję jeszcze sama.

kobietarakieta

Posłuchaj też:

Kontuzje! Czy da się ich uniknąć? Podcast #5

A co z bieganiem?
W grudniu podjęłam współpracę z bardzo dobrym i znanym w Płocku trenerem biegania Sebastianem Dymkiem – Biegaj z Dymkiem. Sebastian jest synem znanego płockiego biegacza, triathlonisty i działacza sportowego Stanisława Dymka. Biega od urodzenia i zna się na tym. Ma na koncie wiele sukcesów biegowych, złamanych życiówek i rekordów. To właśnie Sebastian wytrenował naszą mistrzynię Agnieszkę Budek. Od 20 grudnia jestem w planie treningowym na razie do Halowych Mistrzostw Polski Masters, ale za chwilę będę już trenowała konkretnie do triathlonu. Jeśli chodzi o rower, to trenuję sama, a czasem z Płockim Klubem Kolarskim. W końcu dorobiłam się własnej szosy.  W zimie staram się raz w tygodniu jeździć na trenażerze, a na szosę wyjdę na wiosnę. Nie mam niestety, więcej czasu.

Jak w Twojej triathlonowej pasji odnajduje się rodzina?
Jestem samotną matką. Mam trzech braci, dwóch synów i partnera też biegacza. Bracia od zawsze mnie wspierali i kibicowali. Przestrzegają mnie, żebym w tym wszystkim pamiętała o własnym zdrowiu. Martwią się. Wiedzą, że sama wychowuję dzieci i mam dla kogo żyć. Badam się co roku. Kiedy robię licencje do triathlonu wykonuję szereg badań: cholesterol, hormony, EKG, próba wysiłkowa, echo serca, nawet robiłam dopplera żył głębokich. Synowie już się przyzwyczaili i śmieją się, że nie potrafię spokojnie usiedzieć w domu.

Masz dwóch synów. W jaki sposób triathlon wpływa na ich wychowanie?
Dzieci mi pomagają w treningach. Tak naprawdę dla nich to robię. One są motorem tego wszystkiego. Chcę im pokazać, że poza leżeniem na kanapie z pilotem w ręku, można także mieć pasje i się ruszać, że sama praca nie cieszy człowieka. Kiedy dzieci były mniejsze, trenowałam razem z nimi np.: jeździliśmy wspólnie wszyscy na rowerach. Potem na wałach wiślanych robiliśmy przerwę na trening biegowy, by wszystko zakończyć na lodach na molo. Czasem też brałam dzieci na rower, a sama obok nich biegłam. Tym samym robiłam trening biegowy. W tygodniu, kiedy jest dużo obowiązków związanych ze szkołą, trenuję tylko w czasie zajęć pozaszkolnych dzieci. Jeden dzień w tygodniu mamy wolny, wtedy robię kalistenikę i pilnuję synów w lekcjach. Moi synowie chodzą do szkoły muzycznej i wymagają większej uwagi. Poza zwykłymi lekcjami mają też zajęcia z instrumentów. Potem w domu  ćwiczą  granie na tych instrumentach. Starszy syn gra na gitarze, a młodszy na oboju. Obaj znajdują jeszcze czas na sport.

kobietarakieta

Zobacz również:

Stawała na podium w każdych zawodach

Z jakimi sportami mieli do czynienia?
Starszy syn tańczył od piątego roku życia break dance. Zrobił teraz przerwę z powodu szkoły. Trenuje za to cały czas lekkoatletykę. To on zdecydował, że chce biegać. Chodzi dwa razy w tygodniu na zajęcia „lekkoatletyka dla każdego”. Biega średnie dystanse  600 i 800 m. Nie lubi rywalizacji, ale trenuje dla siebie. Młodszy syn ma bardzo duży potencjał sportowy. Jest bardzo silny nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Myślę, że kiedyś może coś z tego być… Uwielbia biegać, jeździć na rowerze i świetnie pływa.

W jaki sposób pomagają Tobie bracia?
Moi bracia  bardzo mnie wspierają w mojej pasji. Jeśli tylko mogą, to przychodzą na zawody i dopingują. Mój partner też jest biegaczem. Razem często trenujemy i jeździmy na zawody. Wspieramy się nawzajem, bo wiemy, jakie to jest ważne.

Czy chciałabyś, żeby w przyszłości obaj synowie poszli w Twoje sportowe ślady?
Przede wszystkim chciałabym pokazać im, co jest w życiu ważne i żeby robili to, co lubią. Tylko wtedy będą szczęśliwi. Sport już nie raz uratował ludziom życie. Oczywiście będę zachwycona, jeśli któregoś dnia przyjdą do mnie i powiedzą: mamo chcę z Tobą zrobić triathlon. Rok temu namawiałam już starszego syna. On świetnie pływa, dobrze biega i na rowerze sobie nieźle radzi.

Dał się namówić?
Wtedy nie czuł się jeszcze na siłach. Poczekam, aż sam dojrzeje do tej decyzji. Wtedy zrezygnuje ze swojego startu na czas, aby jemu towarzyszyć. O tym, że młodszy syn kiedyś zrobi triathlon, to jestem pewna już dziś. Lubi rywalizację i ma mega silna psychikę. Resztę wytrenuje.

kobietarakieta

Czytaj też:

Magdalena Lenz celuje w medal MŚ w Nowej Zelandii

Czym jest dla Ciebie triathlon?
To nie tylko odskocznia od codziennych obowiązków, czy rozładowanie stresu, ale styl życia. Triathlon daje mi siłę, moc, odwagę, pewność siebie, uczy pokonywać trudności i daje mnóstwo radości i zadowolenia. Triathlon uczy mnie dyscypliny. Wszystkim się wydaje, że ja nie mam kryzysów oraz zawsze mi się chce. To nieprawda. Najgorzej jest w sezonie jesienno- zimowym zmobilizować się i wyjść na trening. Szybko się ściemnia oraz jest zimno, deszczowo, wietrznie. Serce podpowiada: zostań w domku. Tu jest ciepło i przyjemnie, ale zaraz do głosu dochodzi rozum: jeśli nie wyjdziesz, to zdziadziejesz, a twoja forma nie będzie lepsza. Wtedy od razu staję na nogi. Zakładam strój biegowy, buty i wychodzę biegać.

Co chcesz osiągnąć poprzez starty w triathlonie oraz w innych sportach?
Chcę przekazać dzieciom dobre wartości oraz wygrać zdrowie i szczęśliwe życie. Zamierzam też pokazać, że sportem można się bawić i nie trzeba wygrywać, aby być wygranym.  Marzyłam od zawsze, żeby być sportowcem i się ścigać.  Z tego względu, że moje życie potoczyło się trochę inaczej, realizuję się po czterdziestce.

Czym zajmujesz się zawodowo?
Z wykształcenia jestem magistrem chemii, z zawodu przedstawicielem medycznym, a z pasji sportowcem. Na co dzień pracuję w firmie farmaceutycznej SANDOZ. Obecnie zajmuję się  kardiologią. Żyję w aucie, ale kocham tę pracę, bo kocham ludzi. Na dodatek jestem w mojej obecnej firmie rozumiana i wspierana. Kiedy 1,5 roku temu przyszłam do SANDOZ, poznałam  Seweryna Knuta, mojego szefa, który zaproponował mi udział w firmowej grupie triathlonowej. Napisał projekt. Dostał zgodę, zwerbował ludzi i w ten sposób w zeszłym roku wspólnie reprezentowaliśmy naszą firmę w triathlonowych startach w Polsce. Dzięki temu mogłam zrobić olimpijkę oraz wystartować w Gdyni i Malborku. Dostaliśmy też pozwolenie na udział w obozie triathlonowym, który bardzo pomógł mi szybkościowo. W zeszłym roku w maju wspólnie z kolegami wzięłam udział w trzy dniowym obozie z Kuźnią Triathlonu. Firma kupiła nam także reprezentacyjne stroje triathlonowe, które utożsamiają nas z firmą. Aż chce się dla takiej firmy pracować, bo wierzy ona w pracowników. Pomaga im spełniać pasje.

kobietarakieta

Słuchaj także:

Ania Lechowicz i Marcin Konieczny, mistrzowski duet. Podcast #4

W jaki sposób triathlon wpływa na Twoją pracę?
Triathlon uczy mnie samodzielności. Daje motywacje do pracy i do życia. Uczy mnie wytrwałości, terminowości i pomaga być konsekwentnym. Pokazuje, że ciężka praca się opłaca. Co więcej, daje świadomość, że zdrowy styl życia, ruch i pozytywne nastawienie przedłużają życie.

Jak udaje się Tobie godzić wszystkie obowiązki z triathlonem?
Bycie mamą pracującą na etacie wymaga dużej logistyki. Uczę moje dzieci samodzielności, tak jak moja mama nauczyła nas.  Każdy potrzebuje czasu dla siebie i wszyscy ten czas pożytkują inaczej. Jedni śpią, inni czytają książki, uprawiają ogródki, jeszcze inni siedzą w Internecie, a ja uprawiam sport. Przeszłam długą drogę, aby mieć ten czas. Mam wszystko poukładane i zaplanowane. Żeby pogodzić dom, prace i dzieci muszę konkretnie wiedzieć,  czego chcę. Wiem! Nie marnuję czasu. Już wystarczająco dużo go zmarnowałam. Kiedy widzę tych wszystkich rodziców, którzy przyprowadzają dzieci na basen, a sami siedzą w komórce,  to mi się scyzoryk otwiera w kieszeni. Jaki te dzieci będą miały wzór? Jak one mają potem nie siedzieć w Internecie, skoro widzą rodziców. Nie mówię, że nie pozwalam moim dzieciom grać, czy słuchać YouTube, ale wszystko w granicach rozsądku.

Rozpoczęłaś już sezon 2020?
1 lutego wystartowałam w 31 Warszawskim Triathlonie Zimowym. Poszło mi znakomicie. Złamałam w końcu godzinę na tej trasie (59:18) i tym samym pobiłam mój rekord sprzed roku. Byłam dziewiąta open wśród kobiet i pierwsza w mojej kategorii wiekowej K40. Przede mną były same szesnastki i chyba tylko dwie trzydziestki. Nie jestem już taka młoda, a z każdym dniem czuję się młodsza. Daje mi to sport i ludzie.

Jakie masz cele na najbliższy rok startowy?
Chciałabym wystartować w minimum czterech triathlonach z serii Garmin Iron Triathlon na dystansie 1/8 IM, aby wziąć udział w klasyfikacji generalnej, a sezon zakończyć w Malborku na dystansie ¼ IM. W zeszłym roku zabrakło mi siedmiu minut do pudła w kategorii wiekowej. Chcę w tym roku złamać te trzy godziny i może załapie się na pudło. Na pewno zrobię też jakiś duathlon. Chcę jeszcze wykorzystać moje możliwości szybkościowe, dlatego nie myślę o dłuższych dystansach.

Które zawody będą najważniejsze?
Myślę, że GIT w Płocku pokaże, gdzie jestem, a Malbork zweryfikuje cały sezon.

Jakie masz triathlonowe marzenia?
Poprawiać czasy na krótkich dystansach. Chcę bawić się tym sportem na krótkich dystansach, póki mam jeszcze możliwości.  Jeśli będzie czas i pieniądze, to myślę też o zagranicznych startach. Oprócz tego koniecznie chcę wrócić do Gdyni. W zeszłym roku morze skopało mi tyłek. Wkrótce wrócę tam i tym razem będzie odwrotnie. Chcę nauczyć się tak pływać, aby zrobić pełnego IM, ale jeszcze nie teraz.

Czy chciałabyś jeszcze po triathlonie zadebiutować w innych sportach?
Myślę o quadrathlonie. To są cztery dyscypliny: pływanie, bieganie, rower i kajak. Umiem wiosłować. Często z dziećmi pływamy na kajakach i widzę, że mam siłę w rękach. Są takie zawody na Enea Bydgoszcz Triathlon.

Rozmawiał: Przemysław Schenk, przemek@triathlonlife.pl
foto: materiały prywatne

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
X